Z niecierpliwością czekaliśmy na Kalabrię, na pewno ma ona wiele do zaoferowania, jednak wrażenia z wakacji nie były najlepsze. Mankamentem był brak infrastruktury i usług powszechnych - dostępna komunikacja miejska, telefon i sygnał transmisji danych, zaplecze sanitarne (nawet na lotnisku w Lamezia Terme bano się iść do toalety), standardowo zaopatrzone sklepy w pobliżu hotelu i w okolicy miast/wiosek (a co za tym idzie sklepów), znajomość języków personelu i pracowników instytucji publicznych (często nie chcących porozumiewać się w innym języku niż włoski), sprzątanie przestrzeni publicznych (tyle śmieci przy drogach nie widziałem i na ulicach - ale także na plażach - od dłuższego czasu) i nie tylko. Przedstawicielka odwiedziła nas pierwszego dnia i poleciła cudowną wycieczkę na wulkan Stromboli, który kupiliśmy (punkt kulminacyjny wakacji), ale potem była już tylko przy telefonie, na co w jednym przypadku nawet nie odpowiedziała, gdy napotkaliśmy problem (lub odpowiedziała następnego dnia). Podobno Hotel Sunshine Club został niedawno dodany przez CK, zatem nie wszystko było jeszcze gotowe.
Zakwaterowanie
Na pierwszy rzut oka hotel był bardzo ładny, przestronny i szczegółowy, oferował nawet spa i wellness (my nie próbowaliśmy), i nawet nie miało znaczenia, że nie był najnowszy, skoro wyposażenie było funkcjonalne i stosunkowo czysto, ale byliśmy bardzo zaskoczeni, że dostaliśmy „na pierwszy „dobry” pokój na parterze z wrażeniem piwnicy z widokiem na rodzaj zaniedbanego i brudnego betonowego pomieszczenia zamkniętego ze śmieciami, jednak po mojej prośbie o zmianę recepcjonistka w ciągu godziny dała nam ładny pokój na 3 piętrze z widokiem na morze. Winą była nie tyle odległość hotelu od plaży, ile charakter terenu w okolicy, gdzie hotel stał na wzniesieniu i prowadziła kręta droga o długości ok. 2 km, zaśmiecona śmieciami i pozbawiona wiaty od słońca, prowadzące do morza. Hotel uratował go dzięki transferowi, ale miał ograniczoną pojemność i nie można było do niego wejść. Z hotelu de facto nie było dokąd pójść na piechotę, miasteczko kolejny kilometr czy dwa pod górę de facto nic nie oferowało, podobnie jak miasteczko/osada nad morzem też nic. Wszędzie w cywilizacji potrzebny był samochód czy pociąg, ale w upale dojście na dworzec było uciążliwe - na szczęście hotelowy bus też nas tam zawiózł.
Wyżywienie
Jedzenie było dużym rozczarowaniem. Mieliśmy obiadokolację i obiady czasami były częściowo udane, ale porównanie z odwiedzonymi do tej pory hotelami w innych krajach i regionach wypadło fatalnie. Przez cały tydzień na śniadaniu był absolutnie identyczny wybór potraw z przewagą niezdrowych, słodkich bułek i żadnych warzyw, na obiad posiłki też były nieco powtarzalne, a świeżych, lokalnych owoców, na które czekaliśmy z niecierpliwością, w ogóle nie było - przy z wyjątkiem arbuzów w niektóre dni. W przypadku tzw. „lekkiego lunchu”, który hotel oferował od godziny 13:00, najwyraźniej pozostały resztki z poprzedniej kolacji za 15 euro i nawet bez najmniejszego wysiłku, aby chociaż inaczej je ułożyć, było to naprawdę żałosne.
Obsługa w hotelu
Nie odwiedziliśmy strefy wellness, personel ogólnie był w stanie i chciał porozumiewać się tylko w języku włoskim, co było dużym problemem (prawie nikt też nie mówił po angielsku), teren wokół basenu (na przykład strefa prysznicowa) był dość obskurny, a sam basen był dość nieatrakcyjny i nadmiernie śmierdział chlorem, jedzenie było przeciętne poniżej średniej, wyposażenie pokoi dość nędzne (choć funkcjonalne),... Prawdopodobnie najgorszy był program kulturalno-muzyczny od 20:00, jakie zapewne hotele od pewnego zadeklarowanego poziomu muszą oferować w formie muzyki na żywo – bo w całym tygodniu program ten miał co najmniej zadowalającą wartość, może tylko raz, zaś przez resztę tygodnia była to produkcja niemalże nie do słuchania, irytujące i obraźliwe dla wszelkiej wrażliwości estetycznej. W dodatku zdarzało się to codziennie do 24:00 i nie dało się od tego uciec - było słychać w pokoju nawet po otwarciu rolet zewnętrznych, a siedzenie na zewnątrz przy basenie było przez to niewygodne do tego stopnia, że nierealne.
Plaża
Do dyspozycji były dwie plaże hotelowe – Santa Maria i Groticella, na obie goście dowożono hotelowym busem (patrz wyżej), który każdy musiał „zamówić” z wyprzedzeniem (miejsc było tylko 8). Ostatni odbiór z plaży możliwy był o godzinie 19:00, ale zazwyczaj ostatni przejazd odbywał się o 18:30, a szkoda, gdy plaża najprzyjemniej była wieczorem. Santa Maria była przepełniona, woda brudna i tłusta od produktów do opalania, śmieci zaśmiecające plażę i ogólnie rzecz biorąc nie było nic do roboty. Druga plaża - niedaleko jaskiń - była malownicza, choć też zawsze pełna, ale woda tam była czysta i na pewno można było nurkować. Na plaży był też bar i całkiem przyzwoita restauracja - ale brak pryszniców, toalet, przebieralni - zero. Można oczywiście wybrać się na wycieczkę łodzią z pływaniem z łódki lub na plażach, albo wypożyczyć motocykl lub samochód i pojechać na jedną z pobliskich plaż – całkiem przypadła nam do gustu prawie pusta Spiagga Petrano, która nie była daleko od plaży Santa Maria, ale podróż tam była pieszo, całkowicie wymeldowała nas z hotelu. Kiedy wsiedliśmy do pociągu do słynnego miasta Tropea, plaża była dosłownie łeb w łeb – absolutna katastrofa. Dla nas najlepiej pływało się na plaży Groticella, gdzie kursował hotelowy bus, a hotel miał tam ładne leżaki i parasole w nieco mniej zatłoczonej części - więc było przyjemnie, szczególnie rano i wieczorem.
Ta recenzja została automatycznie przetłumaczona za pomocą Google Translate