Po przeczytaniu całej opinii postanowiłem napisać coś na początku: UWAGA, ta opinia ani was nie zniechęci, ani was nie zachęci. Są plusy, są minusy, nie ma jednoznaczego mojego zdania bo właśnie takie mam odczucia – mieszane. Także można poczytać, ale chyba nikt na podstawie mojej opinii nie podjemie wiążącej decyzji "jechać – nie jechać".
A teraz do rzeczu. Byliśmy w Charm (dawne Malama Beach) we wrześniu (14 - 21.09.2013) więc to pora dosyć nietypowa jak na TYPOWY wakacyjny wypoczynek (nie sezon czyli lipiec-sierpień). Trafiliśmy do Charm z oferty Last Minute czyli było taniej niż w ogłoszeniu plus taniej niż w sezonie (płaciliśmy ok 2000 zł / osoba). Cena w połączeniu z trzema gwiazdkami hotelu nie gwarantowała nam niczego dobrego, na co byliśmy w miarę przygotowani. Ale po kolei:
Pokoje – dramatu nie ma, ale nie ma też zachwytu. Praktycznie zero upiększeń (obrazy, szafeczki, pierdoły – brak. Dla mnie plus, innym - brakowało) a to co jest to raczej do najnowszych nie należy. Jest w miarę czysto, w miarę schludnie, ale nie urywa du*y. Telewizorek wielkości większego telefonu. Klimatyzacja jest, działa, więc jest ok, chociaż we wrześniu specjalnie jej wydajności nie sprawdzaliśmy. My byliśmy pokojach 2015 i 2037 – i tylko w imieniu tych pokojów moge pisać. Może inne mają lepsze wyposażenie? Nie wiem. Co do lokalizacji tych pokojów – 2015 – z balkonu widok na sąsiedni hotel (uwaga, odległość to ok 2,5 metra!! Tak, dwa i pół metra.) z 2037 – na drogę i meczet z którego bediun czy inny śpiewak 3 x dziennie śpiewa pieśni religijne. Ale nam to nie przeszkadzało, całe dnie poza pokojem, tylko noclegi, ja ze stoperami w uszach i grubo "rozweselony" darmowym alkoholem – problemów ze snem nie miałem.
Pod prysznicami i w kranie – słona woda. Mnie nie przeszkadzało (3-4 prysznice dziennie załatwiały sprawę), ale np. szampon się gorzej pienił, można odczuć po prysznicu, że jest się lekko nieczystym, płukanie zębów słoną wodą też raczej cienkie. Nie wiem jak w innych hotelch – tu tak to wyglądało.
Sprzątanie – kompetnie nie poznałem reguły tam panującej. Dwa dni zostawialiśmy małe pieniądze i było "normalnie", potem dwa dnie nie zostawialiśmy i było GENIALNIE, potem dzień bez napiwku i było dramatycznie, potem duży napiwek i znów dramatycznie (nawet ręczników nie dali (nie mieliśmy, bo zabraliśmy na plażę)). Ja za każdym razem wywieszałem wywieszkę z prośbą o posprzątanie, bo inaczej nasz pokój był obchodzony szerokim łukiem (pierwszy dzień). Ale jak już wspomniełem, nie przeszkadzało nam to, bo tam tylko spaliśmy (tylko ręczniki były potrzebne). Ale rodzinie z dzieckiem pewnie by się nie podobało. Ja odczułem to tak, że przez dwa dni jak było super czysto sprzątała inna pani, w pozostałe dni przychodziła jakaś proca, której się nie chciało kiwnąć palcem.
W ofercie all inclusive gwarantowali codziennie butelkę wody, coli i jakiegoś śmiesznego napoju kompletnie nienadającego się do picia (sam cukier). I dawali te napoje przez 5 z 7 dni. Potem przestali. W każdym pokoju. Czemu? Nie wiem.
Jedzenie - I znów. Może się podobać lub kopletnie nie. Po przyjeździe, na pierwszym posiłku SZOK – cudowne warzywa – rucola, roszponka, pomidory, ogórki, cebula, no masa różnego rodzaju warzyw, których w PL normalnie w takich ilościach nie jem. I ok. Przez pierwsze 3 dni tylko to jadłem. 3 dni. TRZY! No ale ileż można, co ja królik jestem? Jestem mięsożerny w końcu. Więc zacząłem się rozglądać i ... I tu niemiłe rozczarowanie. Nie było właście co jeść. Sami turcy mówili "to nie nasze jedzenie, to jakaś imitacja, plus próbki greckiego, wstyd nam za to, co tu jecie". Śniadania jak śniadania, bułka, ser, mielonka, sałata, pomidor, ble ble ble. Obiad – sałaty plus coś z kurczaka (nieraz całkiem dobre gulasze), plus mielonka, plus makaron lub kasza. No generalnie nie rozpieszczali nas – chociaż ilości były zacne. Kolacje – praktycznie to samo menu co na obiady. Raz nam zrobili Turecki wieczór (bez zapowiedzi, uprzedzenia więc trzeba uważać, żeby nie przegapić) i był godny polecenia a polegał na tym, że zrobili kebab. Było mięcho, kręcące się wokół palnika (jak w prawdziwych tureckich knajpach w PL hehehe), z kurczaka (a jakże!) ale naprawdę smaczne, ze świeżą bułką, sałatą i cebulą bardzo ładnie smakowało. Przekąski gwarantowane przez all inclusive (w przerwie między posiłkami) to dramat – ale po wypiciu paru piwek wszystko smakuje lepiej i głód zabija, więc nie narzekam.
Bar – czynny od 10 (troszkę za późno) do 23 (troszkę za wcześnie). Nie jest źle. Piwo Efes, vóda i gin ichniejsze (lane do drinków z właściwą ofercie all inclusive hojnością), ale nienajgorszej jakości, wino wali siarą, białe ze spritem lub wodą jeszcze jakoś daje radę. Gorsze rzeczy w PL pijałem. Ważne, że trzepało i dało się jakoś znieść monotonię hotelową (ludzie starsi dominowali wśród współuczestników turnusu, nie było animacji, rozrywek, rozrywką byłem sam sobie skacząc na 100 różnych sposobó w basenu) i przetrwać od posiłku do posiłku. Na kolorowe driny nie ma co liczyć. Lód – widziałem opinię, że dają drinki bez lodu, ale ma to uzasadnienie – robią go ze swojej wody a nasze europejskie brzuszki ciężko to znoszą (potwierdzone info!). Wystarczy poprosić o gin z tonikiem i lodem i wszystko będzie git malina.
Plaża – położona 1,5 metra od hotelu wiec duży plus (jadąc do Charm zostawialiśmy ludzi w hotelach, które nie miały w ogóle plaży lub plaża była położona "przez ulicę" z hotelem i była szerokości sznurka od stringów). Także super. Ale. Ni to piaskowa, ni to kamienna. Takie malutkie kamyczki. W ilości kilku miliardów. Dramatu nie ma. Bar na plaży. Leżaki są (ale idźcie rezerwować miejscówki ok 6 rano, bo potem to już tylko w 3 rzędzie, z widokiem na bardzo brzydkich ludzi). Muzyka na plaży. Generalnie ładna, nowości lub tureckie hity. Tylko tak. Nowości to znaczy – 3 piosenki (u nas Rihanna, Thrift Shop Macklemore feat Wanz
plus jeszcze jedno) plus 4 kawałki tureckie i tak non stop mix 7 piosenek na dwóch płytach CD (a że z płyty, to połowa utworów się zacinała). Szału można dostać po dwóch dniach. Swoje muzyki nie da się podłączyć mimo wielu prób. Trzeba przeżyć. Uwaga na ręczniki, ale o tym poniżej.
Basen – zacznę od ręczników. Otóż tak – twierdzą, że są za free i w ogóle a może przede wszystkim, że SĄ. No to się lekko mija z prawdą – są nie zawsze. Przez pierwsze dwa dni – ok, pięknie, cudnie, były. Potem – nie wcześniej niż o 11 - 12:00. Trochę to wkurzało, bo na leżakach bez ręcznika ciężko było leżeć (syfna taka mata leżała) a jak wzięliśmy pokojowe (na plaży lądowaliśmy ok 9-10) to nie dokładali nam do pokoju nowych ręczników (opisane powyżej). Także taka patowa sytuacja. Ale od 10 bar był czynny, syficzność leżaków małala z każdym wypitym drinkiem / piwem. Dało się przeżyć. Woda w basenie spoko, słonawa, ale miło, dla niektórych posadzka była śliska (w klapkach szczególnie) ale dla mnie nie. Zauważona tendecja – przed obiadem basen pusty. Po obiedzie – napełniał się ludźmi. Także rezerwacja dobrych miejsc (szczególnie jak jest was więcej niż 2 osoby) to konieczność.
Obsługa – no i znów nie mogę jednoznacznie powiedzieć czy ok czy nie. Panie sprzątające pokoje – minus. Obsługa recepcji – minus jak stąd do Turcji, ale przez Gambię i Indonezję – zero angielskiego (jeden umiał coś tam, kilka słów). To spory problem. No ale kelnerzy i barmani – do rany przyłóż. Większość niestety znów ani słowa po angielsku. Ale to się dało przełamać, byli sympatyczni, pomocni, my się na nich nie denerwowaliśmy, oni nam robili dobrze :). Nie jestem osobą, która kupuje sobie sympatię, ale za to lubię sympatię wynagrodzić. Dlatego też aż do ostatniego dnia nie dałem ani jednego napiwku. Natomiast ostatniego dnia daliśmy im stosunkowo dużo (po ok 40 LT dla kilku chłopaków). Byli bardzo zadowoleni a ja miałem poczucie, że przez 7 dni byli mili nie dlatego, że pierwszego dnia rzuciłem im 2 LT za piwko, ale dlatego, że byliśmy na nich otwarci, gadaliśmy, robiliśmy głupie rzeczy etc. (ostatniego dnia nastąpiła symboliczna wymiana koszulek – jeden z nich dał mi koszulkę Besiktasu a w zamian, choć nie chciał, dostał moją za dużą na siebie koszulę). Tażke kelnerka + barmanka u mnie na plus. Choć słyszałem głosy typu: żenujące, dno, skandaliczne, nie da się dogadać, nic nie rozumie, jełop ... Ale co mają mówić ludzie, którzy zorientowali się trzeciego dnia, że vódka jest za darmo? Cóż. Co człowiek to opinia.
Ogólne nastroje i luźne uwagi: Dużo ludzi starszych, więc młodzi nie poszaleją. Dużo turków, rosjan niewielu, niemców brak, polaków – na naszym turnusie było nas 15 – ale nie wchodziliśmy sobie w drogę. Droga z lotniska do hotelu – długa, bo nasz to ostatni hotel był w kolejności i rozwoziliśmy wcześniej wszystkich. Na lotnisko – wyjazd najwcześniej, bo musieliśmy wszystkich zgarnąć. Ja zachorowałem na brzuch i miałem problemy. Ale inni nie. Przez pierwsze 3 dni wiało tak, że zrywało mi tupecik z głowy, potem się uspokoiło, było ciszej, ale przez te wiatry na początku nabawiłem się kataru i parszywego kaszlu (spędzałem w basenie 12 h na dobę, więc może to dlatego?). Inni byli zdrowi. Byłem w swym życiu już na 5 all inclusive (wcześniej Egipty). Drugi raz bym do tego hotelu nie pojechał. Ale wróciłem wypoczęty i zadowolony. Czego chcieć więcej? Na to pytanie chyba musicie sobie sami odpowiedzieć.
Dysponuję zdjeciami. Filmami. Mogę opisać coś więcej, jeśli do mnie napiszecie. Mój mail to mateusz.grz (at) gmail. Com. (mam nadzieję, że mnie nie dorwą spamujące roboty przez to, że podałem tu maila). Pozdrawiam i życzę miłego urlopu.