Urlop na Malediwach? To był sztos! Piasek jak mąka, woda jak z Photoshopa, a ja przez tydzień miałem jedyny dylemat — czy dziś leżę na leżaku po lewej czy po prawej stronie palm. Rafa koralowa pod nosem, a drinki tak kolorowe, że bałem się, że złapią mnie za przekroczenie tęczy. Polecam każdemu — reset totalny, baterie naładowane, a uśmiech do teraz nie schodzi z twarzy!
Zakwaterowanie
Nasz domek między drzewami był idealnym miejscem — prywatny, przestronny i z takim widokiem, że człowiek od rana zastanawiał się, czy to jeszcze urlop czy już karta pocztowa. Żadnego nadęcia w stylu ‘5 gwiazdek plus jacuzzi dla papug’ — za to czysto, wygodnie i… sprzątane dwa razy dziennie! Serio, miałem wrażenie, że ręczniki układają się same. A najlepsze? Wyjście prosto na plażę — trzy kroki i już stopy w piasku, jak w reklamie, tylko bez sztucznego uśmiechu. Lepszej bazy nie mogliśmy sobie wymarzyć!
Wyżywienie
Warto jechać choćby tylko dla jedzenia — codziennie uczta, której nie da się opisać, trzeba przeżyć! Ogromna różnorodność i kucharze zawsze obecni aby przygotować coś specjalnego z "małym pokazem" kulinarnych umiejętności.
Obsługa w hotelu
Sprzątanie dwa razy dziennie, rano i wieczorem... oceniam status jako "ninja", miałem wrażenie, że nasze wyjście z domku jest obserwowane i wszystko jest zorganizowane tak żeby nie dostrzec kiedy to się dzieje. Poza tym ... szeroka gama możliwości spędzenia czasu, jeżeli ktoś myśli, że to tylko wyspa z piachem to się myli. Skutery, nurkowanie, snoorklowanie, wycieczki fakultatywne, SPA, połowy ryb! i wile więcej.
Plaża
Przepiękna, czysta, zadbana. Nic dodać, nic ująć.