Wyspa jak wulkan gorąca… Odwiedziliśmy ją dwukrotnie. Wspomnienia z ośrodka wypoczynkowego Club Amigo Atlantico pozostaną z nami na zawsze. To cudowne miejsce dla żądnych słońca i wakacyjnych wrażeń, a co wiedzieć o nim należy… od A do Z.
AMIGO – Przyjaciel… Tak turysta czuje się w tym ośrodku. Nie jak przybysz i obcy – ale właśnie jak amigo. Przemiła atmosfera tego miejsca i docenianie drobnych gestów sprawiają, że wakacje na Kubie należą w naszym przypadku do niezapomnianych
BASENY – Club Amigo Atlantico posiada aż cztery baseny, położone w różnych częściach tego wakacyjnego kompleksu hotelowego. Dzięki temu, bez względu na miejsce zakwaterowania, od najbliższego basenu dzieli urlopowiczów zaledwie przysłowiowy ‘rzut beretem’. Wszystkie są duże, bardzo czyste, ciekawie zaprojektowane z malowniczymi mostkami… i zachęcają do dania nura do wody. Nie jest ona w prawdzie podgrzewana, ale dzięki utrzymującym się wysokim temperaturom powietrza, nie można narzekać na zimno.
Największy spośród basenów znajduje się tuż obok głównego budynku hotelowego. Zaopatrzony jest w bar, w który serwuje się zarówno zimne napoje jak i wymyślne drinki. Tam też skupia się życie hotelowe, gdyż cały dzień oprócz wspomnianych napojów serwowana jest również głośna taneczna muzyka. Kto jednak woli się zrelaksować w ciszy może poleżeć nad jednym z trzech pozostałych. W sąsiedztwie każdego znajdują się snack-bary z doskonałymi przekąskami, a leżaków i parasoli przeciwsłonecznych nie brakuje. Można również wypożyczyć materace, piłki czy dmuchane zabawki, tak więc rodziny z dziećmi nie muszą obciążać się zbędnym ładunkiem przylatując tutaj.
CYGARA - Nie ma co ukrywać, Kuba to potentat w dziedzinie produkcji cygar, a nazwę Cohiba słyszał chyba każdy, nie tylko koneser. Nie przez przypadek najmożniejsi tego świata zachwycają się tytoniem z tego właśnie zakątka Karaibów. Polecam wycieczkę do fabryki cygar w pobliżu Santiago de Cuba, gdzie można na własne oczy przekonać się jak wygląda cały proces wytwarzania tego luksusowego towaru, od zbioru liści do pakowania w cedrowe pojemniki. Niestety, nie wolno było robić zdjęć – misja ściśle tajna. Zakup cygar nie jest większym problemem gdziekolwiek się nie znajdziemy. Należy pamiętać by być ostrożnym, gdyż praktycznie każdy oferuje cygara, bo „ktoś w rodzinie pracuje i ma dostęp do tańszych”, bo „znają osobę która dostarcza im prosto z fabryki” etc., a prawda jest niestety taka, że znakomita większość jest podrabiana, często w bardzo profesjonalny sposób. Nie znaczy to jednak, że nie można zakupić ich w korzystnej cenie, ale jeżeli decydujemy się na zakup nie w sklepie fabrycznym zalecam dużą dozę ostrożności. Pamiętać trzeba, że jeśli chcemy oficjalnie wywieźć z Kuby więcej niż 23 cygara, muszą one posiadać banderolkę i dowód zakupu ze sklepu. Jednak jeśli wywozimy mniej nie muszą one mieć ani banderolki, ani nie jest wymagane pokwitowanie. Niezwykłym przeżyciem była dla mnie możliwość delektowania się cygarami w miejscu ich wytwarzania!
DRINKI - W hotelu mogłem smakować drinki z bardzo obszernej karty napojów, a przemili barmani stawali wręcz na głowie, żeby zadowolić gości. Mojito, Cuba libre, czy Pina Colada to absolutny must drink. Polecam szczególnie napoje z zawartością rumu - eksportowego alkoholu Kuby. Wszystkie drinki przyrządzane są z dużą starannością i, co najważniejsze, przy użyciu oryginalnych alkoholi z tego rejonu świata. Zdziwiła mnie duża zawartość „procentów” w serwowanych napojach, co nie zawsze jest praktykowane w barach hotelowych z powodu ‘oszczędności’. Obsługa barów jest bardzo przyjazna i pomocna przy dokonywaniu wyboru. Po prostu chce się wracać W kwestii rumu, to chyba najpopularniejszy prezent przywożony z Kuby. Wśród najpopularniejszych marek rumu wywożonych z kraju jest oczywiście Havana Club.
ERNEST HEMINGWAY – Pisarz miał swój dom na Kubie przez ponad 20 lat. Kiedy wybuchła rewolucja i wszyscy zamożni Amerykanie uciekali w pospiechu on... pozostał. Był bliskim znajomym Fidela Castro, co w późniejszym czasie spowodowało umieszczenie go "pod lupa" rządu USA, kiedy po nieporozumieniu z Fidelem zapakował walizkę i powrócił do rodzinnego kraju. Do dnia dzisiejszego w rezydencji Hemingway'a pod Hawaną - Finca Vigia - znajduje się muzeum. Dla niewybierających się do Hawany, w sklepiku hotelowym znaleźć można ciekawe albumy.
FLORA I FAUNA – Ośrodek jest bardzo zadbany - starannie przycięta trawa, klomby kwiatów. Czasem dostrzec można malutkie jaszczurki przemykające wśród głazów. Dla fanów nurkowania – rozgwiazdy i ryby mieniące się dosłownie wszelkimi kolorami. Większego zwierza można wypatrzyć jedynie na wycieczce do delfinarium Można też odwiedzić rezerwat przy dawnym kurorcie partyjnym, gdzie mieszkają strusie, antylopy i zebry. W hotelu króluje jedynie mały wielorasowy piesek, pupil turystów.
GOŚCIE - Można tu poznać ludzi niemal z całego świata, poza Amerykanami oczywiście. Podczas naszego pobytu najwięcej jednak było Kanadyjczyków, Francuzów oraz samych Kubańczyków. Ta wielokulturowość sprzyja dobrej atmosferze i różnorodności kuchni. Przyjeżdżają tu zarówno osoby starsze, jak i rodziny z dziećmi. Ośrodek jest tak duży, że można znaleźć tu bez problemu spokojny i cichy kąt na wypoczynek – dla starszych zatoczki, a dla maluchów baseny.
HAWANA – Istnieję możliwość wybrania się do stolicy kraju na dwa dni z noclegiem. Mimo że wydaje się grzechem nie widzieć Hawany, będąc na Kubie, nie zdecydowaliśmy się na tą wyprawę, obawiając się o bezpieczeństwo na pokładzie kubańskiego samolotu. Dla turystów odpoczywających w Varadero to musi być ‘gwóźdź programu’. Dla takich jak my, plażowiczów w Holguin, pozostaje Santiago de Cuba – piękne i historyczne, choć nieco mniej barwne i sławne. Hawana, miasto utracone… tym razem. Ale przecież powrócimy na Kubę
INFORMACJA – Recepcjoniści są niezwykle pomocni, a w ośrodku znajduje się wiele map-plansz pozwalających zorientować się w terenie. Poza tym większe biura podróży posiadają swoich przedstawicieli, którzy chętnie doradzają w kwestii zakupów, rozrywki czy wycieczek. Internet jest dostępny, ale jest płatny i bardzo wolny.
JEDZENIE – Wikt jest bardzo różnorodny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, choć przyznam, iż zwolennicy schabowego kotleta mogą nie być usatysfakcjonowani. Samo mięso nie jest bowiem najlepsze, zazwyczaj twarde lub suche… Trudno też na Kubie nacieszyć się wołowiną. Doskonałe są jednak przekąski serwowane 24h na dobę w barach na terenie ośrodka. Można w nich pochłonąć nieograniczone ilości pizzy, hamburgerów, frytek i hot-dogów. Nie jest to kuchnia dietetyczna, ale na wakacyjne szaleństwo kaloryczne – jak najbardziej.
Główne posiłki serwowane są w trzech bufetach – dwa z nich otwarte na śniadanie i lunch, a wszystkie trzy na kolację. Na śniadanie można zjeść zarówno lekko strawną owsiankę, płatki śniadaniowe, jogurty, jak i tosty, bekon czy jajka w przeróżnej postaci. Omlety robiono na zamówienie na naszych oczach z dodatkami do wyboru – szybką, serem, warzywami. Wybór owoców i sałatek był duży – sporo świeżych pomidorów, ogórków i sałaty – ale i serów oraz wędlin: kurczak, wołowina, a nawet wieprzowina. Chleb był zawsze świeży i naprawdę pyszny. Na lunch i kolację duży wybór lokalnych specjałów, ale również mięs (te nieco gorsze), wszelkiego rodzaju makaronów (doskonałe) i ponownie przeróżnych sałatek.
Są tutaj także restauracje a la carte. Najlepsze to kubańska i włoska. Niemal każdy wspominał obiad z homara w Benny Moores, duży posiłek, fantastyczny homar, ale krewetki nie były najlepsze.
Bez wątpienia jednak kubańskie lody były pyszne, podobnie jak ciasta serwowane w bufetach. W tym ośrodku trudno jest być głodnym. Nawet wybredne podniebienia powinny znaleźć coś dla siebie.
KUCHNIA KUBAŃSKA – Specjały kuchni kubańskiej serwowane są w bufetach, przeważnie w porze obiadowej. Do ulubionych przez nich potraw należą opiekane na chrupko ryby, wieprzowina i kurczaki. Jak wspominaliśmy rzadko pojawia się wołowina, gdyż jest ona niedostępna. Każda krowa zarejestrowana jest przez odpowiedni urząd i podlega kontrolowanemu ubojowi. Za zabicie rządowej krowy grozi nawet 20 letni wyrok więzienia. Wołowina trafia jedynie, ale rzadko, na stoły turystów w rządowych hotelach i restauracjach. Również dzieci otrzymują kartki z przydziałem na mięso wołowe. Typowym dodatkiem jest congri, czyli ryż z czarną fasolką. Zupy należą do tradycyjnej kubańskiej kuchni, która znajduje się pod silnym wpływem iberomauretańskim. Do zup dodaje się gotowane malangas, zwane też boniatos, czyli słodkie kartofle, źames - korzenie pochrzynu i maniok. Do każdego dania w charakterze przekąski dodaje się pokrojone w plasterki smażone banany – chicharritas de platano. Rdzennie hiszpańskim klasycznym daniem, jest sopa de ajo, czyli zupa czosnkowa, a także z gotowanej dyni, cebuli, kukurydzy i czarnej fasoli.
Kubańczycy naprawdę potrafią wyczarować smaczne specjały. Delicjami są owoce morza, takie jak langusty. Pescado, czyli ryby podaje się gotowane, pieczone, na pizzy, zapiekane w kulkach ciasta lub w sałatce. Jak się dowiedzieliśmy kuchnia typowego kubańczyka, głównie ze względu na częste braki zaopatrzeniowe, opiera się głownie na ryżu. Podczas specjalnych uroczystości obowiązkowo na stole powinien pojawić się jednak pieczony prosiak.
LOTNISKO – Pierwszą styczność Kubą mamy naturalnie na lotnisku. Lądowaliśmy w Holguin. Poza standardowym procesem kontroli po przylocie, dosyć egzotycznym widokiem może być dla turysty duża liczba strażników granicznych z psami, nerwowo przechadzająca się między przyjezdnymi. Obywatel polski musi posiadać na czas pobytu odpowiednią wizę. Można ją otrzymać w konsulacie kubańskim w Warszawie, podobnie jak kartę pobytu. Kubański strażnik graniczny może nas poprosić o okazanie biletu powrotnego lub koniecznego do dalszej podróży.
MUZYKA - Przemierzając wieczorami kubańskie ulice utwierdziłem się w przekonaniu, że muzyka to dusza tego karaibskiego kraju. Właśnie muzyka jest najlepszym odbiciem charakteru mieszkańców wyspy. Mimo wielu przeciwności losu znajdują oni w tej formie rozrywki wielką radość, dają upust pozytywnej energii, którą są przepełnieni i co najważniejsze wciągają w to każdego turystę. Możemy być spokojni - muzyka nas tam po prostu znajdzie. Będzie nam towarzyszyć czasem w restauracji, czasem na wycieczce, na pewno na plaży. Nie ma znaczenia, że nie znamy podstawowych układów mambo, rumby czy salsy, miejscowi szybko nas ich nauczą!
NURKOWANIE – Pobliskie plaże są bardzo dobre do nurkowania. Jednak warto wybrać się 15 km na zachód od Guardalavaca, gdzie znajdują się Playa Pesquero i Playa Turquesa. Turquesa jest jedną z perełek prowincji, natomiast przy Pesquero znajduje się centrum nurkowe The Blue World. Playa Esmeralda, to również przepiękne, warte odwiedzenia miejsce. Słynna jest z białego piasku i pocztówkowych widoków. Dużą atrakcję stanowi przystań, gdzie można popływać i ponurkować z delfinami.
OBSŁUGA - Kubańczycy są bardzo przyjaźni, a turystów z Polski wydają się szczególnie lubić. Z porozumiewaniem się w języku angielskim nie ma większego problemu. Przemili okazali się w szczególności barmani oraz pokojówki. Zawsze uśmiechnięci i naprawdę bardzo sympatyczni. Obsługa recepcji byłą profesjonalna, może nieco mniej wesoła, ale trudno się dziwić skoro na zewnątrz słońce, a tu praca… Generalnie obsługa hotelu była pomocna i miła, może z wyjątkiem niektórych kelnerów. Napiwki były mile widziane, ale nie zauważyliśmy szczególnej różnicy w obsłudze kiedy nie byliśmy na nie przygotowani. Wyjeżdżając warto zostawić drobiazgi, które nie są nam już potrzebne, szczególnie kosmetyki czy odzież. Zarobki personelu sprzątającego nie są wysokie. Można też obdarować tubylców, którzy czasem pojawiają się na plaży i proszą głównie o ubrania oraz środki czystości. W tym przypadku jednak bariera językowa może okazać się problematyczna i nasi przyjaciele będą odwiedzać nas co dzień pytając czy już wyjeżdżamy i czy coś dla nich mamy.
POKOJE - Mieszkaliśmy w sekcji Ville. Pokoje były bardzo przestronne i czyste; łóżka – wygodne, a pościel zmieniana każdego dnia. Mieliśmy bardzo ładną łazienkę oraz taras, z którego podziwiać można było zapierające dech w piersiach widoki. Klimatyzacja jest zdalnie sterowana - bardzo prosta w obsłudze do zmiany temperatury i prędkości. Łazienka była również czysta i nowoczesna, mieliśmy pod dostatkiem ciepłej wody z dobrym ciśnieniem. Ręczniki oraz wszystkie kosmetyczne drobiazgi, takie jak mydło czy szampon, uzupełniane były codziennie. Pokojówka układała z ręczników każdego dnia inny kształt, a to łabędzia, a to wachlarz, co było uroczym dodatkiem. Jeśli ktoś lubi spędzać wakacje głównie w pokoju, jest tu mini bar i telewizor (w naszym pokoju odbierał trzy kanały – newsowy, historyczny i dla dzieci), ale to aż grzech nie korzystać z uroków tego miejsca. W pokoju znajduje się również sejf, który można wypożyczyć za cenę 7 pesos za tydzień.
ROZRYWKA - Tańce, hulanki, swawola… Na tanecznym parkiecie, czy też raczej na plaży w rytm salsy – tańczyć nauczy się tu chyba każdy, nawet najbardziej odporny na piękno muzyki. W końcu to ojczyzna Buena Vista Social Club.
W ośrodku wiele się dzieje zarówno w kwestii sportowej jak i zabawowej. Co noc odbywają się imprezy na plaży. Czasem pojawiają się zespoły; nie jest to może Broadway, ale zabawa jest naprawdę wyśmienita.
Organizowane są także każdego dnia lekcje języka hiszpańskiego, a w porze obiadowej bingo przy głównym basenie – wygrywa się butelkę rumu.
Kto ma ochotę poddać się relaksującym masażom, kosztują około 10 pesos (czyli mniej więcej 10 dolarów). Można też wybrać się na jazdę konną i pojeździć za 15 pesos za godzinę
Dla bardziej aktywnych – cała gama sportów wodnych takich jak windsurfing, kitesurfing, skutery, rowery, kajaki, snorklling, a także wodny aerobik, mini golf, tenis, koszykówka, ping pong i wiele więcej. W ciągu dnia rozgrywa się mecze siatkówki plażowej. Najważniejsze, żeby się dobrze bawić, a tutaj trudno się nudzić.
SCENERIA - Plaże są przepiękne! Biały piasek, krystalicznie czysta turkusowa woda, zapierające dech w piersiach zachody słońca… czegóż chcieć więcej. Ośrodek znajduje się przy dwóch długich plażach, zachęcających nie tylko do słonecznych kąpieli, ale i spacerów brzegiem morza. Oprócz tego są tam też mniejsze zatoczki, w których można skryć się przed tłumami wczasowiczów. Nawet w tych zatoczkach dostępne są leżaki. W jednej z nich czeka nas niespodzianka – pomnik Krzysztofa Kolumba.
Schowani przed turystami, nie ukryjemy się jednak przed tubylcami. Plażują oni wraz z wczasowiczami, czasem prosząc o jedzenie albo ubrania. Nie są jednak nachalni czy aroganccy, zawsze bardzo grzeczni. Niewątpliwie sprzyja temu ochrona hotelu – strażnicy przechadzający się o każdej porze dnia i nocy wzdłuż nabrzeża faktycznie chronią hotelowych gości przed ewentualnymi natrętami. Przy plaży znajduje się szkółka windsurfingu i kitesurfingu oraz punkt, w którym można wypożyczyć kajaki, rowery wodne, a nawet katamarany. Amatorów sportów wodnych nie brakuje, czemu nie można się dziwić w tak pięknej scenerii. Pasjonaci snorklingu i nurkowania też znajdą tu coś dla siebie.
TARG - Tuż obok hotelu znajduję się ryneczek, pchli targ, gdzie można kupić wiele drobiazgów, nieco taniej niż w samym hotelu i znacznie korzystniej niż na lotnisku. To przede wszystkim wyroby rzemieślnicze i ‘dzieła sztuki’ lokalnych artystów, wśród nich ciekawa biżuteria. Warto pamiętać, że na Kubie nie są honorowane karty kredytowe VISA, MasterCard oraz VISA Electron. Przy wymianie dolarów doliczana jest bardzo wysoka prowizja. Dlatego najkorzystniej jest zabrać ze sobą euro, gdyż ta wymiana nie podlega już dodatkowej prowizji.
UPOMINKI – Souvenirs, dosłownie za kilka pesos, można znaleźć na wspomnianym pchlim targu. Poza cygarami i butelką rumu, warto kupić chusty czy serwety haftowane przez Kubanki, biżuterię, puzderka z drewna rzeźbione ręcznie. W hotelowym sklepiku dostępne są albumy ze zdjęciami, jeśli nie czujemy się w prawnymi fotografami, a także płyty z prawdziwymi gorącymi kubańskimi rytmami.
WYCIECZKI – Jeśli chcemy się wybrać na wycieczkę na własną rękę, trzeba wiedzieć, ze komunikacja miejska praktycznie nie funkcjonuje na Kubie. Z informacji tubylców wiemy, iż autobusy oraz pociągi drastycznie się spóźniają. Ciekawostką jest, iż posiadacz prywatnego auta ma obowiązek zabrania autostopowiczów. Nawet na wyjazdach z niektórych miast są przystanki gdzie funkcjonariusz rządowy rozsadza autostopowiczów w samochodach. Sami nie korzystaliśmy z tej formy podróżowania, decydując się na wyprawy zorganizowane.
Warto poświęcić jeden dzień na wycieczkę do stolicy prowincji Holguin, mieście o tej samej nazwie. My wykupiliśmy ją u rezydenta hotelowego. W trasę wyruszamy autokarem, ale później przesiadamy się do zabytkowej kolejki. Podróż nią to naprawdę swoista podróż w czasie. Towarzyszy nam zespół młodych Kubańczyków – świetny podkład muzyczny. Mijamy pola i łąki, gdyż prowincja ta określana jest jako spichlerz Kuby. Słynie z doskonale rozwiniętego rolnictwa. Miasto Holguin, leży w samym jej sercu. Na Kubie znane jest jako Miasto Parków oraz słynne z produkcji mechanicznych organów, których muzykę usłyszeć można niemal w każdym zakątku miasta. Jak się dowiedzieliśmy w tutejszym muzeum, za założyciela miasta uważa się kapitana Garcię Holguin, konkwistadora mającego swój udział w podbojach Meksyku. W 1545 roku założył on rancho w okolicach wzgórza La Loma de la Cruz, zamieszkałych przez rdzennych mieszkańców - Indian Tainów, którzy szybko zostali wyparci. Powstała osada, która na przestrzeni wieków rozwinęła się w ośrodek rolniczy i przemysłowy. Centrum miasta rozciąga się wokół parku Calixto Garcia, nazwanego tak na cześć bohatera walk o niepodległość, a muzeum, które mieści się w jego rodzinnym domu, znajduje się kilka ulic dalej. Tuż przy parku znajduje się budynek La Periquera, najbardziej imponująca budowla miasta. Do najcenniejszych eksponatów mieszczącego się tu teraz Museo Provincial de Holguin, należy Hacha de Holguin, czyli prekolumbijski topór, który stał się symbolem miasta. Warto zajrzeć do Museo de la Historia Natural Carlos de la Torre przy Calle Maceo, gdzie znajdziemy bogate zbiory historii naturalnej z całej Kuby. Obok muzeum znajduje się Pargue San Isidorio i katedra z 1720 roku. Kilka ulic dalej znajduje się pełen zieleni plac San Jose, leżący tuż przy ruinach Iglesia San Jose. Możemy tutaj wynająć rikszę i zawędrować na La Loma de La Cruz. To wzgórze będące ważnym miejscem kultu i pielgrzymek z całej Kuby. Na szczycie znajduje się XVIII-wieczny krzyż. Stąd też podziwiać można panoramę miasta i okolic. Ostatnim punktem programu jest Plaza de la Revolucion, gdzie na fryzie podziwiać można historię walk Kubańczyków do czasów rewolucji. Holguin jest urokliwym miasteczkiem, które nadal jednak przesiąknięte jest socjalizmem, pozwalając nam-turystom poczuć prawdziwy kubański klimat, a nie tylko urok kurortu na karaibskiej plaży.
Jeszcze bardziej kubański klimat można poczuć w mieście Gibara, 36 km na północ od Holguin. To urocze nadmorskie miasteczko, gdzie główną atrakcją jest Muzeum Sztuki Dekoracyjnej - Museo de Artes Decorativas.. Nie ma tu zbyt wielu turystów, a miejscowi w większej mierze żyją właśnie z morza, a nie z turystyki jako takiej. Gibarę warto odwiedzić po to, by poczuć niepowtarzalną atmosferę Karaibów.
Warta polecenia w prowincji Holguin jest Cayo Saetia, czyli dawny, partyjny ośrodek wypoczynkowy. W pobliskim rezerwacie żyją strusie, zebry oraz antylopy, na które niegdyś urządzano polowania jako część wakacyjnej rozrywki dla partyjnych oficjeli.
Godna polecenia jest całodniowa eskapada do Santiago de Cuba, drugiego co do wielkości miasta na Kubie założonego przez Diego Velasqueza już w XVI wieku. Atmosferę miasta tworzy prawdziwa mozaika kulturowa, ze względu na krzyżujące się w tym miejscu ścieżki afrykańskich niewolników, francuskich plantatorów po wybuchu powstania niewolników na Haiti w XVIII wieku oraz jamajskich emigrantów. Do największych atrakcji turystycznych należą: Muzeum Kuby, Monumento Abel Santamaria, czyli obelisk wzniesiony w hołdzie jednemu z dowódców ataku na koszary, najstarszy dom na Kubie należący niegdyś do Diego Velasqueza, Dom Gubernatora, zabytkowa katedra oraz Museo Bacardi.
ZAKWATEROWANIE - Amigo Atlantico to hotel trzygwiazdkowy, dlatego też na początku nie byliśmy pewni, czego można się spodziewać. Jednak za taką cenę pakietu all inclusive - byliśmy naprawdę mile zaskoczeni. To świetne miejsce, zarówno dla wakacyjnych leniuchów jak i na aktywny wypoczynek. Ośrodek podzielony jest na cztery sekcje: Standard, Bungalows, Tropical oraz Ville. To rozległy teren, na którym jednak nie sposób się zgubić, gdyż wszystko jest dobrze oznakowane i niemal wszędzie można znaleźć mapki.
Nie da się ukryć, że główny budynek wymaga modernizacji i odrobiny świeżego tynku, gdyż robi bardzo złe pierwsze wrażenie. A jest ono po prostu mylne. Powiew socjalizmu i nie-nowoczesności uderza nas niczym gorąca bryza po wyjściu z autobusu… ale już po przekroczeniu progu hotelowego – powoli wszystko się zmienia. Najbardziej godne polecenia są strefy: willowa i tropikalna. Wydają się bardziej nowoczesne i zadbane. Ville, w którym mieszkaliśmy podzielone są na kilka apartamentów z oddzielnymi wejściami, przestronnymi łazienkami i wygodnymi łóżkami. To jednak kwestia gustu, choć z ręką na sercu możemy polecić właśnie pobyt w willach.
Tak jak możemy polecić wakacje w Club Amigo Atlantico. Chociaż nie jest to Hilton, ma swój nieodparty urok, dobre zaplecze rozrywkowe, niespodzianki kulinarne, a przede wszystkim fantastyczną atmosferę, która rekompensuje drobne braki i niedociągnięcia. Miłych wakacji!