Zermatt: tam gdzie zapiera dech…
Wysiadający z kolejki gondolowej ledwie mogą złapać dech. A przed nimi jeszcze tunel - dopiero gdy go pokonają, będzie można przypiąć narty. Mijamy ławeczki, na których siedzą równie jak ja zasapani narciarze. Mało kto nie przystaje lub na nich nie siada, bo każdemu daje w kość ta wysokość – jesteśmy na poziomie ponad 3800 metrów ponad poziomem morza. Tych, którzy są tu po raz pierwszy, gdy wyjdą tunelu, zatka jeszcze raz – z wrażenia.
Niecałe sto metrów wyżej jest tylko czubek Klein Matterhornu, wokół nas 38 czterotysięczników a pod nami blisko 400 kilometrów tras narciarskiego eldorado.
Na razie jesteśmy na starcie położonej najwyżej w Europie ogólnodostępnej nartostrady. Wyżej jest tylko start do zjazdu Białą Doliną z Aquille du Midi do Chamonix, ale jest to możliwe tylko z przewodnikiem. Z blisko 3900 m npm czeka nas ponadgodzinny zjazd na 1620 m npm, do Zermatt. Nikomu na razie jednak nie w głowie zjeżdżać do doliny – tu, na lodowcu, jest cudownie. Wspaniałe, szerokie trasy, funparki i halfpipe’y dla snowboardzistów i jeszcze 80 km nartostrad po włoskiej stronie...
Dla kogo Matterhorn, dla kogo Monte Toblerone
A przede wszystkim trzeba dopełnić rytuału i zrobić zdjęcia najbardziej obfotografowywanej górze świata, czyli Matterhornowi, zwanej przez dzieci Monte Toblerone (to od nazwy szwajcarskich czekoladek tej firmy, która za logo obrała sobie Matterhorn). Jeśli ktoś nie ma aparatu – żaden problem. Za kilka franków będzie miał piękną fotkę na tle tej góry w towarzystwie Berniego – wielkiego bernardyna w przeciwsłonecznych okularach.
Bernie usadowił się z charakterystyczną beczułką oczywiście po szwajcarskiej stronie, od której ta góra wygląda najpiękniej. Majestatyczna, mimo filuternie zakrzywionego czubka. I bardzo groźna – w centrum Zermatt znajduje się spory cmentarz, gdzie chowa się włącznie śmiałków, którzy przegrali z Matterhornem.
Równie wielką gratką jest stanięcie na wyciągnięcie ręki z drugim co do wysokości szczytem w Alpach – Monte Rosa. Tam z centrum miasteczka jedzie się pociągiem do stacji Gornergrat. Po drodze mamy cudowne widoki na Zermatt a na szczycie, z Plateau Rosa, na Matterhorn na który – ma się takie wrażenie – spogląda się z góry.
Na nartach do Włoch
Z Plateau Rosa możemy pojechać wagonikiem na Stockhorn, z którego po pionowych ścianach zjeżdżają freeride’owcy. Ale my zwiedzamy ten masyw zjeżdżając nartostradami. Jest on położony trochę niżej, niż ten pod Klein Matterhornem, ale trasy są tu znacznie ciekawsze. Dużo czerwonych, urozmaiconych nartostrad, prowadzących wąwozami na słoneczne tarasy lub do zacisznych schronisk. Tak, masyw Gornergrat – Stockhorn – Rothorn byłby znacznie ciekawszy pod względem czysto narciarskim od Trockener Steg – Klein Matterhorn, gdyby nie to, że ten ostatni połączony jest z włoską Cervinią. A tam, po południowej stronie 80 kilometrów skąpanych w słońcu tras i wszystkie widać jak na dłoni.
Do samej Cervinii z grani, na której znajduje się włosko – szwajcarska granica dobry narciarz jedzie non stop (!) dwadzieścia minut, ale na samym końcu czeka go zawód. Tak dla Włochów kultowa Cervinia, jak dla Szwajcarów Zermatt jest – co tu dużo gadać – brzydka. Tuż przy dolnych stacjach wyciągów posadowiły się pudełkowate wielopiętrowe apartamentowce, które bardzo kontrastują ze stylowym, typowo alpejskim Zermattem.
Elektryczne miasteczko
Zermatt, jak wiele szwajcarskich kurortów, pozbawiony jest ruchu samochodowego. To wynik szwajcarskiej demokracji bezpośredniej. Mieszkańcom Zermattu najwyraźniej wystarczy kolejowe połączenie z Visp, które uruchomiono pod koniec XIX wieku. W 1972 roku w referendum lokalna społeczność sprzeciwiła się budowie drogi, łączącej Zermatt z wioskami położonymi w dolinie. Dziesięć lat wcześniej natomiast wprowadzono zakaz poruszania się pojazdów spalinowych. Dlatego turyści muszą pozostawić auta w położonym pięć kilometrów poniżej Tasch. Po Zermattcie zaś kursują wyłącznie skibusy, pociągi, elektryczne taksówki, przypominające nasze meleksy, sanie i jeden powóz, który dowozi gości ze stacji kolejowej do eleganckiego hotelu…
Na szczęście w miasteczku oprócz hoteli, znaleźć można również prawie 2 tysiące „szaletów”, czyli apartamentów, gdzie ceny nie są tak wyśrubowane jak w hotelach.
Grad wyróżnień
Szwajcarski kurort przestał już w zasadzie liczyć nagrody, wyróżnienia i nominacje do prestiżowych światowych rankingów Najlepszej Europejskiej Stacji Narciarskiej czy Najlepszej światowej Stacji Narciarskiej. W tej pierwszej kategorii po raz kolejny aktualnie dzierży palmę pierwszeństwa, w tej drugiej jest na trzecim miejscu, w 2012 i 2014 zaś był pierwszy pod tym względem na świecie. Oprócz warunków do jazdy na nartach pod uwagę w rankingu bierze się również wszystko to, co zawiera określenie „apres ski”. Tu również kurort może pochwalić się licznymi wyróżnieniami: gwiazdki Michelina dla wielu restauracji, nagrody dla hoteli, certyfikaty Stacji Rodzinnych itp.
Oprócz narciarskiego szaleństwa w Zermatt warto zwiedzić położony najwyżej w Europie Pałac Lodowy. Na wysokości 3810 m npm można obejrzeć sobie lodowe rzeźby a ponadto dowiedzieć się kilku ciekawych informacji nt. lodowców, alpinizmu, oraz produkcji wina, dumy regionu Vallis, do którego należy Zermatt.
W regionie wytyczono 30 km tras do pieszych wędrówek zimowych, jest możliwość zagrania w golfa pod dachem lub wspinania się po ściankach, są korty tenisowe do squasha, są baseny (jeden nawet z morską wodą), kręgielnia i boisko do curlingu, czyli puszczania po lodzie specjalnych kamieni z rączką jak od żelazka – pyszna zabawa!
Restauracji jest w miasteczku ponad 100 a barów blisko 50, więc gdyby nie turyści, w żadnej mierze nie wyżyłyby z goszczenia 5500 mieszkańców Zermattu. W dobrym tonie jest pójść do jednego z licznych barów w butach narciarskich. Nie ma tam jednak co liczyć na pogawędkę. Barmani mocno podkręcają muzykę i w efekcie mamy taki trochę międzynarodowy nastrój – jest głośnio jak w niemieckich Bierstubach i wesoło jak we włoskich dyskotekach.
Czy podobał Ci się ten artykuł?
Możesz ten artykuł udostępnić znajomym.