Szwajcarski Jungfrau Region: Lauberhorn i cała reszta
Z bramki startowej widzę Dziewicę, Mnicha oraz Eigera z jego okrutną North Face. Tydzień po jednych z najważniejszych zawodów alpejskiego Pucharu Świata ruszam na legendarną trasę zjazdową Lauberhorn w regionie Jungfrau – jednym z najciekawszych ośrodków w Europie.
Na trasie jeszcze widać charakterystyczne, jasnoniebieskie pasy, będące orientacyjnym śladem dla zawodników. Ze szczytu na 2315 m n.p.m. aż do Wengen, tysiąc metrów niżej, przez 4,5 kilometra pod krawędziami będę mieć tylko lód. Ile zajmie mi zjazd? Rekordzista, Kristian Ghedina z Włoch, w 1997 roku pokonał ją w 2 minuty 24 sekundy…
Na początku, gdy stoję w bramce startowej na 2315 m n.p.m., ta najdłuższa trasa zjazdowa alpejskiego Pucharu Świata nie wydaje mi się wystarczająco stroma, by zawodnicy nabrali od razu dużej prędkości. A oni na pierwszym zakręcie jadą już z zawrotną dla amatora prędkością. Najlepsi pędzą tu prawie 100 km na godzinę, by wejść w ostry zakręt i najechać na przełamanie, tzw. Russisprung.
Ku pamięci
Większość fragmentów trasy nazwano imionami i nazwiskami słynnych alpejczyków. Skok Bernarda Russi’ego nie wiąże się z niebezpiecznymi wypadkami, ale kolejne – już tak.
Wszystkie znajdują się za słynną Głową Psa, formacją skalną, z której zawodnicy lecą w powietrzu ok. 40 – 50 m.
Pierwsza jest Minschkante – to miejsce bardzo niebezpiecznego upadku Josefa Minscha w 1965 roku, po którym przeleżał on w szpitalu wiele tygodni. Tuż za nim mamy Canadian Corner – tu w 1976 r. dwóch tzw. Crazy Canucks: Dave Irwin i Ken Read, zbyt agresywnie zaatakowali tę część trasy.
Słynne Kernen-S to miejsce ekwilibrystycznego wyczynu Bruno Kernena gdy w 1997 roku na tym odcinku odbił się plecami od siatek i… wrócił na trasę. Österreicherloch (austriacka dziura) upamiętnia swoją nazwą miejsce serii nieszczęśliwych upadków trzech austriackich narciarzy w 1954 r. (w tym Toniego Sailera, czterokrotnego zwycięzcy tego zjazdu).
O psiakość!...
Przede mną wszystkie wspomniane punkty, bo właśnie szeroką, choć dość stromą trasą dojeżdżam do Głowy Psa. Za mną Traversenschuss, pierwszy z najszybszych odcinków. Na zawodach alpejczycy pędzą tu 130 km/h, ale ja wycinałem nieśpiesznie skręty szukając najlepszego miejsca do sfotografowania trzech najważniejszych szczytów: Eigera, z legendarną North Face, jedną z najtrudniejszych ścian wspinaczkowych, Jungfrau z najwyżej położoną stacją kolejową na świecie oraz Mnicha.
Pierwsze 1600 metrów już za mną. Na Głowie Psa – psiakość, tu jest naprawdę kilkumetrowej wysokości skarpa – amatorzy muszą ześlizgnąć się zlodzoną, ale niezbyt stromą rynną i wykonać skręt w prawo na stromiznę. Zawodnicy skaczą z Głowy Psa przeciętnie 40 metrów – dolatując na Minschkante, stromy trawers, opadający mocno w lewo, podczas gdy tu trzeba wykonać skręt w prawo i to pod kątem grubo ponad 90 stopni. To właśnie Canadian Corner, z którego wpada się, najlepiej od góry, z prędkością ponad 100 km/h w Alpenweg.
Ta wąziutka płaska gardziel, na której nawet mistrzowie hamują pługiem, w pewnym momencie skręca najpierw w prawo, a potem od razu ostro w lewo – to słynny Kernen-S. Nawet jadąc z amatorską prędkością można ledwie rzucić okiem na słynne zbocze po lewej stronie – w transmisjach telewizyjnych jest pokazywane bardzo często, bo wówczas jest wręcz oblepione kibicami. W najlepszych latach (2012 i 2019) zawody oglądało po 40 tys. widzów.
Wasserstation, czyli trafić w dziurkę od klucza
Z Kernen-S i lodowej rynienki wypadam na równie wylodzoną, choć już szerszą stromiznę, na której muszę zrobić tylko dwie rzeczy: wykonać skręt pod kątem 90 stopni i trafić pod niewielki wiadukt kolejowy, który z daleka ma wielkość dziurki od klucza. Nade mną do góry podąża żółto zielony pociąg linii Lauterbrunnen – Wengen – Kleine Scheidegg. Ta ostatnia to górna stacja kolejowo-gondolowa i ostatni przystanek, do którego można dojechać pociągiem na skipass. Dalej, do najwyżej położonej w Europie stacji kolejowej na Jungfrau trzeba dokupić osobny bilet.
Jungfraujoch Top of Europe to XIX-wieczna fantazja na miarę dzisiejszych, niezwykłych projektów w Dubaju, mająca ten sam cel – przyciągnięcia turystów. Budowa tego najwyższego przystanku kolejowego w Europie nie miała bowiem jakiegokolwiek politycznego czy ekonomicznego celu poza dostarczeniem takiej niezwykłej atrakcji w ojczyźnie turystyki zimowej. I widoków, jakie dostępne były nielicznym śmiałkom, ryzykującym życie by wspiąć się na North Face, jedną z najbardziej wymagających ścian na świecie.
Top of Europe
Wjazd na Jungfraujoch Top of Europe kosztuje 65 CHF i za te pieniądze przejedziemy się w wykutym w Eigerze tunelem, a u celu na 3454 m n.p.m. zobaczymy początek najdłuższego alpejskiego lodowca Aletsch, pałac lodowy i będziemy rozkoszować się widokiem na Alpy Berneńskie, od Grindelwaldu na wschodzie, którego domy i hotele wyglądają jak rozrzucone na śniegu pudełeczka zapałek, jęzora lodowca Aletsch na południu, który mniej więcej w połowie zakręca chowając się za szczytami sąsiedniej stacji narciarskiej Aletsch Arena, po grań w okolicy Isenfluh, w północnej części doliny Lauterbrunnen, za którą pomiędzy jeziorami Thun i Brienz rozmościło się Interlaken. Z tego miasta, wyglądającego jak światowa wystawa XIX-wiecznych, super eleganckich hoteli, aż do Kleine Scheidegg podróż pociągiem zabiera niewiele ponad godzinę.
Clareyschuss i ponad 161 km/h
Kto, minąwszy Kernen-S i Wasserstation, spod wiaduktu wyjeżdżając na szeroką, płaską nartostradę myśli, że najgorsze już za nim – myli się. Wszystko co łatwe szybko się tu kończy. Po kilkuset metrach płaska Langetrejen zaczyna opadać, przechodząc w prawdziwą stromiznę. To Hannegschuss, choć powinien właściwie nazywać się Clareyschuss, od nazwiska Francuza Johanna Clarey, który uzyskał tu największą zmierzoną prędkość na zawodach w historii narciarstwa alpejskiego, pędząc ponad 161 km/h.
Po Silberhornsprung, ostatnim skoku na tle regularnego niczym piramida szczytu – to wdzięczne miejsce do robienia sobie pamiątkowych zdjęć – oraz za Austriacką Dziurą, meta w Wengen wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Miasteczko widać z Ziel S, ostatniego krytycznego punktu trasy Lauberhorn na którym trzeba wykonać dwa ostre skręty w prawo i w lewo i jedynego, na którym doszło do śmiertelnego wypadku. Najwięksi zawodowcy pędzą do mety na oparach, ja opary zostawiłem znacznie wyżej.
Slalomem do pociągu lub gondoli
Ci, którzy nie czują się pewnie na nartach, mogą Lauberhornstrecke objechać niebieskim wariantem, po drugiej stronie torów. Zobaczą z oddali Głowę Psa i z całkiem bliska Wasserstation, bo wjadą na płaski odcinek tuż za nią. Potem, przed kolejną stromizną, mogą skręcić w leśny dukt by dojechać do slalomowego wariantu Lauberhorn.
Gdy zawodnicy wpadają na metę w Wengen, mają tylko niecałe 100 metrów na wyhamowanie. Dla amatora wjazd nie tyle na metę co do samego miasteczka to również niemałe wyzwanie. Ni stąd, ni zowąd, nartostrada niespodziewanie zwęża się do przesmyków pomiędzy domami i torami kolejowymi. One doprowadzą do stacji, z której pociągiem można wrócić na Kleine Scheidegg. Ale można ją minąć i skierować się do gondoli wwożącej na masyw Mannlichen.
Największe tarasy widokowe w regionie
A wjechać tam trzeba koniecznie. Wengen jest cukierkowe, nie ma tu ruchu samochodowego, są za to piękne, zabytkowe hotele. Ale to z grani na Mannlichen widoki są, moim zdaniem, bezkonkurencyjne. I nie tylko moim, bo to właśnie tu znajdziecie największe tarasy widokowe.
A jest na co popatrzeć. Oprócz Mnicha, Eigera i Dziewicy jak na dłoni, mam teraz fantastyczny widok na wyglądającą niczym wielki kanion dolinę Lauterbrunnen, wioskę Murren i Piz Gloria ze słynną obrotową restauracją po drugiej stronie doliny, gdzie kręcono jednego z Bondów („W Służbie Jej Królewskiej Mości”), oraz Isenfluh z zamykającą dolinę granią, z której roztacza się z bajeczny widok na jeziora Thun i Brienz oraz Interlaken.
Lauberhorn to najsłynniejsza, ale przecież niejedyna trasa w Jungfrau Ski Region. Doskonałe nartostrady (w sumie ponad 200 km w całym regionie) znajdziecie i w masywie Grindelwald – First i w okolicach Murren, po drugiej stronie doliny Lauterbrunnen, ale to co najlepsze rozciąga się właśnie pomiędzy Kleine Scheidegg, i Mannlichen. Najdłuższe zjazdy do Grindelwaldu (wariant czerwony i niebieski) mają po ponad 7 km długości pomiędzy nimi wytyczono jeszcze dodatkowo prawie 80 km nartostrad.
Co wybierze serce, a co portfel
Gdzie warto szukać miejsca na zimowe wakacje? Jeśli znużyłby was półgodzinny dojazd pociągiem z Interlaken do dolnych stacji wyciągów (bilet kolejowy w cenie karnetu) to moje serce wybrałoby Wengen, ale portfel – Grindelwald. Do miasteczka pod North Face można wjechać własnym samochodem (odpadają opłaty za parking), a od kiedy uruchomiono kosmiczny wręcz terminal będący połączeniem stacji gondolowych, dworca kolejowego, autobusowego i centrum handlowego, wjazd na Mannlichen czy Kleine Scheidegg trwa nieco ponad kwadrans. Oczywiście na tę drugą stację można wciąż z Grindelwaldu wjechać pociągiem (wieczorem obsługuje oświetlony kilkukilometrowy tor saneczkowy), ale dla narciarzy to raczej podróż sentymentalna.
Autor jest ekspertem narciarskim Travelplanet.pl.
Czy podobał Ci się ten artykuł?
Możesz ten artykuł udostępnić znajomym.