Namibia - nieodkryty raj
Przed wyjazdem nie mogłam popisać się szczególną wiedzą na temat Namibii. Potrafiłam wskazać jej lokalizację na mapie, ale moimi głównymi skojarzeniami z tym państwem była tylko pustynia Namib i plemię Himba. Przed wyjazdem przeczytałam książkę "Namibia: 9000 km Afrykańskiej Przygody" A. Olej - Kobus i K. Kobusa, która wprowadziła mnie w klimat odległej Afryki i nie chciało mi się wierzyć, że za chwilę sama zobaczę to wszystko na własne oczy.
Powierzchniowo Namibia jest ponad dwa razy większa od Niemiec, ale mieszka tu 2 mln ludzi, z czego większość na północy kraju. To jedno z najmniej zaludnionych państw świata, zaledwie dwie osoby/km2, podczas gdy w Polsce ta liczba wynosi 123. I rzeczywiście, można spędzić cały dzień w drodze a prawdopodobieństwo spotkania człowieka będzie mniejsze niż natrafienie na dzikie zwierzę.
Zapadł zmrok, jedziemy przez pustkowie, w pewnym momencie wyrasta przed nami duża brama wjazdowa oparta na dwóch literach "R". W każdym innym miejscu, byłaby to wyraźna zapowiedź, że tuż za bramą coś się znajduje, albo zaraz po jej przekroczeniu wyrósłby hotel, ale nie w Namibii. Tutaj wolna przestrzeń i odległości nabierają innego znaczenia. Po kilku minutach jazdy z oddali migają maleńkie światełka. Odruchowo zastanawiam się co to może być, ale głos rozsądku przypomina, że jesteśmy na pustyni, dookoła nie ma nic, więc to musi być Rostock Ritz.
Nie, żebym rozbijała się po hotelach na całym świecie, bo jak wiadomo zazwyczaj ląduję w tanich hostelach, ale to było jedno z najbardziej niesamowitych miejsc, w jakich miałam okazję spać. Położony pośrodku pustyni, otoczony bajecznymi widokami i górami Rostock, skąd wzięła się nazwa hotelu. Dwanaście tysięcy hektarów, po których spacerują sobie zebry, antylopy, oryksy. Tutaj każdy wschód słońca wart jest zrywania się o wczesnej porze, a zachód słońca aż prosi się, żeby odłożyć wszystko na bok, usiąść na tarasie, lub zboczu wzgórza i patrzeć jak słońce znika za horyzontem.
W pierwszą noc w Namibii zdałam sobie również sprawę jak ciężko jest doświadczyć głuchej ciszy.
Może łatwo schować się przed hałasem w pomieszczeniu, ale znaleźć kompletną ciszę na zewnątrz? Noc jest jej nieodłącznym elementem, a jednak miasta nigdy nie milkną. Można uciec na łono natury, ale w lesie słychać trzaski gałęzi, odgłosy zwierząt, na plaży szum morza, nawet lekki podmuch wiatru jest w stanie zakłócić największy spokój.
W środku nocy w Rostock Ritz wyszłam na swój balkon, stanęłam na murku jakbym chciała usłyszeć wszystko jeszcze wyraźniej i nie wierzyłam własnym uszom. Otaczała mnie głucha cisza. Żadnego wiatru, szelestu, odgłosów zwierząt, kompletna cisza. Tylko niezwykle piękne gwieździste niebo nad głową i pustynia, która w blasku księżyca wyglądała jak pokryta śniegiem.
Wiecie jak to jest, oglądacie programy przyrodnicze, macie świadomość, że gdzieś daleko żyrafę czy słonia można spotkać w innych okolicznościach niż przy wizycie w zoo, albo że kraj może być ogromną pustynią. Tylko jakoś nie budzi się w Was ogromna potrzeba doświadczenia tego na własne oczy. Egzotyka Ameryki Pd. czy Azji pociąga bardziej, bo i słyszy się o nich więcej.
Afryka, najbardziej ze wszystkich kontynentów (pomijając te zamrożone) postrzegana jest chyba jako mało zróżnicowany teren. Ile atrakcji moglibyście wymienić, gdybyście zostali zapytani o to, co warto zobaczyć w Afryce? Na podsumowanie kilkadziesięciu krajów, pewnie wystarczyłyby palce dwóch rąk. Powszechnie wiadomo, że mieszkają tam czarnoskórzy, biegają dzikie zwierzęta, brakuje wody, jest ogólnie bieda i głód. Takie krótkie podsumowanie drugiego największego kontynentu na Ziemi. Żadna większa atrakcja, jeśli nie poluje się na malarię albo AIDS. Smutnie to brzmi, ale myślę, że taki mniej więcej pogląd ma reszta świata.
Sama Namibia może zaskoczyć każdego odwiedzającego porządkiem i zorganizowaniem. To pozostałości po Niemcach, których turysta raczej nie spodziewa się zobaczyć w tak egzotycznym kraju. Chociaż oficjalnym językiem Namibii jest angielski, większość ludzi rozmawia po afrykanersku (który brzmi jak holenderski), często też znają niemiecki. Ponadto jest wiele innych języków, którymi posługują się Namibijczycy w zależności od korzeni i tego, z jakiej części kraju pochodzą.
I tym bardziej cieszę się, że celem tej podróży była Namibia. Otworzyła mi oczy i zainteresowała resztą Afryki. Czy gdyby nie ten wyjazd, to czy myślałabym nad wybraniem się w przyszłości do Botswany, Zimbabwe albo Afryki Wschodniej? Pewnie nie. Przyznaję, że RPA znajdowała się na mojej liście krajów, które chciałabym odwiedzić, ale z południowej części Czarnego Lądu, to chyba wszystko. Wynika to z niewiedzy na temat innych państw. Chociaż większość afrykańskich krajów jest trudnym kierunkiem podróży, bo bilety lotnicze są drogie, na miejscu też nie jest tanio, to jednak cieszę się z tego, że obudziła się we mnie szczera chęć poznania reszty tego kontynentu.
Ula Fiedorowicz, autorka bloga http://www.adamantwanderer.com/
Czy podobał Ci się ten artykuł?
Możesz ten artykuł udostępnić znajomym.