Casablanca, miasto kontrastów
Casablanca to zdradliwy raj dla zmysłów - kilkumilionowe miasto oddziaływujące na nie ze wszystkich stron… zachwycające, oszałamiające i odrażające.
Kiedy podjęłam decyzję o wyjechaniu na staż do Maroka zdania moich znajomych były podzielone. Jedni zazdrościli, drudzy byli pełni obaw. Część kojarzyła Casablancę jako romantyczne, znane z filmu miasto o bogatej historii, dla innych stanowiła kolejną metropolię niczym nieróżniącą się od tych europejskich.
W samolot wsiadłam bez uprzedzeń, ale też bez oczekiwań. Trzy lata wcześniej urokliwy Marrakesz i klimatyczny Agadir skradły moje serce. Cieszyłam się na myśl o (tym razem dłuższym) powrocie do tego fascynującego, pełnego kontrastów kraju. Gdy w duszny, wrześniowy wieczór dojechałam do Casablanki odniosłam wrażenie, że miasto chciało mnie zaatakować, otumanić ze wszystkich stron. Mimo późnej pory korki na dziurawych ulicach nie ustawały, klakson nie cichł. Kierowcy slalomem omijali pieszych niespodziewanie pojawiających się w przypadkowych miejscach na jezdni, a spaliny z wysłużonych skuterów i komarków tworzyły gęstą mgłę przed moimi oczami.
Kiedy nastała północ miasto powstało jak feniks z popiołów - jakby narodziło się na nowo, po raz kolejny tego dnia. Zmrok już od kilku godzin był dość głęboki, na ulicy ciężko było dostrzec kobiety- o tej porze bulwary i ciasne uliczki były okupowane głównie przez mężczyzn. Zapach świeżo zebranych owoców unosił się w powietrzu, całkowicie rekompensując wieczorne odurzenie spalinami, natomiast sprzedawcy świeżych oliwek przekrzykiwali się dbając o to, żeby w mieście nie było zbyt cicho. Wszechobecny aromat orientalnych przypraw był tak intensywny, że już nawet nie czułam odoru resztek zdechłych ryb bez pamięci wyrzucanych na chodnik. Jednocześnie gdzieś w oddali słychać było tradycyjne, szalone wesele i szaabi, folklor marokański, do którego ludzie z uśmiechem na ustach tańczą jak opętani.
Nastał niedzielny poranek. Kolejny dzień w Casablance. Dziś miasto jest spokojne, ciche, jakby nieżywe. Na ulicach widać już tylko dziury, po ścigających się taksówkarzach w czerwonych, rozklekotanych samochodzikach ani śladu. Ludzie ospali, sklepy szczelnie domknięte. Słońce wyjątkowo ładnie dziś świeci. A może niczym nie różni się od wczorajszego, tylko tym razem to ono jest panem dnia. Choć ten jeden raz w tygodniu. Nikt się dziś nie spieszy, nie trąbi, nie przekrzykuje się z sąsiadem z drugiego końca ulicy. Zadziwiające jak w przeciągu jednej nocy to enigmatyczne, zagadkowe miasto potrafi się odmienić...
Czy podobał Ci się ten artykuł?
Możesz ten artykuł udostępnić znajomym.